czwartek, 14 stycznia 2016

Chapter no.3 - Young god

Rozmawialiśmy przez jakieś dwie godziny. Bardzo miło spędziłam z nim czas. Jednak Justin stwierdził, że musi się zbierać. Próbowałam go zatrzymać jeszcze jedną filiżanką herbaty, jednak nie udało mi się to. Ubraliśmy się w swoje kurtki, a po chwili zjechaliśmy windą do garażu podziemnego. Wsiadłam za kierownice mojego czarnego BMW x6, a za chwilę dołączył do mnie szatyn na miejscu pasażera. W drodze do jego domu znów rozmawialiśmy. Starałam się dowiedzieć coś o nim, jednak nie chciałam naciskać. Wewnątrz czułam takie dziwne uczucie, którego nigdy nie miałam. Tak jakbym nie chciała się z nim rozstawać. Postanowiłam, że coś wymyśle, że nasza znajomość na pewno nie zakończy się na dniu dzisiejszym. Poczułam pewną więź, której nie potrafię opisać, jednak wiedziałam jedno. Zostanie moim przyjacielem, takim prawdziwym, jedynym. Wydawało mi się, że to właśnie on powinien nim być, że jest idealnym materiałem na najlepszego przyjaciela. Takiego, z którym będę mogła śmiać się do bólu i jeść lody gdy będę smutna. Będę mogła płakać na jego ramieniu i krzyczeć na niego gdy dostane okres, a on i tak mi to wybaczy bo jest cudownym człowiekiem. Za takiego uważałam Justina, był niesamowicie skrytym, delikatnym i niespotykanym typem chłopaka. O takim przyjacielu marzyłam i wydaje mi się, że go znalazłam, tylko muszę nad nim popracować. Pokazać mu, że może mi zaufać.
Przez całą drogę Bieber mówił mi gdzie mam jechać, był moim dużym, milutkim GPS-em, który miał słodkie czekoladowe oczka i zachrypnięty głos. W pewnym momencie kazał mi się zatrzymać, więc ja jako grzeczna dziewczynka słuchająca mojego cudownego nawigatora zrobiłam to, a kiedy stanęłam pod jednym z zniszczonych bloków wpadłam na pewien pomysł, który może pomóc mi w zdobyciu jego zaufania. Zanim chłopak otworzył drzwi odezwałam się.
- Justin, miałbyś może ochotę spędzić ze mną jutrzejszy dzień? Poszlibyśmy do kina i na kawę? - zapytałam z nadzieją, bo na prawdę go polubiłam, a moje plany względem jego osoby były dość obszerne.
- Z wielką chęcią, Leah. Niestety jestem zmuszony ci odmówić.
Z moich ust zniknął uśmiech, a na jego miejscu pojawił się grymas.
- Jak nie lubisz kina to możemy wybrać się gdzie indziej.
- Nie o to chodzi - spojrzałam na niego z nierozumiejącą miną. - Wiesz, u mnie cienko z pieniędzmi, zresztą pewnie zauważyłaś. Nie pasuje do twojego towarzystwa, jesteś inna niż ci wszyscy nadęci bogacze, jednak sam fakt, że wyposażenie twojego salonu jest więcej warte niż to co kiedykolwiek zarobie mówi samo za siebie. Nie jestem z twojej grupy społecznej.
Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć, nie byłam nigdy w takiej sytuacji. Jednak skoro chcę jego zaufania i chcę by został moim przyjacielem muszę coś wymyślić.
- Justin, pieniądze nie są problemem, nie dla mnie. Nie obchodzi mnie czy twoja mama jest lekarzem, czy sprzątaczką. Nie interesuje mnie to czy masz Macbooka w domu i nie jest dla mnie ważne czy kupujesz ciuchy w markowym sklepie czy na targu, lub w lumpie. Dla mnie liczy się to jakim jesteś człowiekiem, a odebrałam cię jako miłego, sympatycznego chłopaka, który jak na razie jest nieśmiały. Zrozum wreszcie, że chcę cię lepiej poznać. Zakolegować się. Zgódź się, proszę.
- Nie powinienem, i tak zmarnowałem ci dzisiejszy wieczór.
- Co?! Świetnie się bawiłam. Dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że zależy mi na twoim towarzystwie?! No nie daj się prosić! Zgódź się!
- Skoro nalegasz... Tylko wiesz. Ja nie jestem z twojego świata. Nie będzie to wyglądać idiotycznie?
- Skończ już z tymi światami i nie przejmuj się tym Justin. Zapamiętaj: ważny jest charakter. Bynajmniej dla mnie. Przyjadę po ciebie o 14:00, pasuje? Skoczymy na pizze czy coś...
- Oddam ci całą kasę.
- Przestań! Powiedziałam ci coś na ten temat! Podasz mi swój numer? Napiszę jakby zmieniła się godzina lub coś ważnego mnie zatrzyma.
Podałam mu telefon, a on jak mniemam zapisał mi kontakt do siebie, następnie puścił sygnał (wcześniej oczywiście pytając mnie o zgodę) na swój telefon. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy krzyknęłam za nim: 'do zobaczenia jutro, przystojniaku'. Wyszedł z samochodu jeszcze raz dziękując mi za podwózkę i kolejny raz pytając czy na pewno chcę się z nim spotkać. To było cholernie słodkie gdy puszczając mi oczko odszedł w stronę zabrudzonych drzwi. Nie jestem pewna, ale chyba wywołał na moich policzkach malutkie zaczerwienienie. Stałam tam jeszcze z dobre pięć minut zanim otrząsnęłam się po tym co się właśnie wydarzyło. Ten nieśmiały Justin puścił mi oczko, sama nie potrafiłam uwierzyć, że to się dzieje na prawdę. Musiałam się uszczypnąć by upewnić się, że to nie jest sen. Przed tym jak ruszyłam spojrzałam w okno na pierwszym piętrze, w którym ruszyła się szara firanka, a spod niej wystawała czupryna włosów, którą dzisiaj poznałam. Bieber wypatrywał tego co robię, a gdy zauważył, że go widzę schował się za ścianą. Cóż za słodkie stworzenie z tego Justina. Czy ja naprawdę znalazłam najnieśmielszego chłopca na ziemi?
Wreszcie włączyłam silnik i ruszyłam w drogę powrotną. Gdy przejeżdżałam przez dzielnice dopiero teraz zauważyłam biedę panująca na ulicach. Jacyś mali chłopcy przepychali się pod blokiem, dziewczynki w poszarpanych kurtkach trzymały lalkę bez jednej nogi w poplamionej sukience i mimo późnej pory nadal bawiły się na dworze przy świetle zapalonych lamp, których słupy pomalowane były spray'ami. Na chodniku siedzieli dwaj mężczyźni w brodach, popijali tanie wino i wpatrywali się w mój przejeżdżający samochód. Mieli wzrok jakbym była najgorszym wrogiem, lub popełniła jakieś przestępstwo względem nich. Byłam lekko oszołomiona tym co zobaczyłam, a najbardziej zdziwiła mnie ta przepaść między wyglądem Manhattanu, a właśnie Bronx. Gdy przejeżdżałam mostem, który dzieli Manhattan od dzielnicy Queens i Bronx zastanawiałam się co zdecydowało, że to właśnie ten ostatni będzie tym najbiedniejszym. Szybko jednak zapomniałam o tym gdy stanęłam w korku na ulicy Lexington Avenue. Za to najbardziej nie lubiłam Nowego Yorku, bo bez różnicy na porę dnia i nocy tutaj zawsze były korki.
Gdy po pół godzinnej męczarni dotarłam do domu postanowiłam przebrać się i trochę poćwiczyć. Ubrałam sportowy stanik z Nike i legginsy. Weszłam schodami na pierwsze piętro apartamentu, a ostatnie piętro budynku i skręciłam w długi prosty korytarz. Otworzyłam ostatnie drzwi na prawo i wchodząc ujrzałam cudowną panoramę miasta, które oświetlone samochodami i światłami wieżowców, ponieważ całe pomieszczenie zostało oszklone od góry do dołu. Nie byłam nawet zmuszona do zapalenia światła, ponieważ było tutaj jasno jak w dzień. Podeszłam do odtwarzacza i podłączyłam swojego iPhona wybierając ulubioną playlistę, a za chwilę do moich uszu doszedł cudowny głos mojej ulubionej artystki. Rozciągnęłam się i ruszyłam na bieżnie. Dzisiejszym celem było przebiec 15 km, a w między czasie miałam zamiar wymyślić jak zdobyć zaufanie słodkiego szatyna schowanego za szarą zasłoną z uśmiechem młodego boga, który do teraz miałam przed oczami.


+_+

A więc jak podoba wam się ten rozdział?
Dziękuje za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Zapraszam was cały czas na mojego aska, jeśli macie jakieś pytania:
https://ask.fm/WeronikaRubiszewska
oraz możecie pisać na maila, na pewno odpowiem:
werczita1207@gmail.com

Piosenka: Halsey - Young god

Dzięki, że jesteś!
Pozdrawiam!
Do następnego :*

10 komentarzy:

  1. Justin jest super słodki.Twoje ff jest mega.Czekam na next :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Justin jest super słodki.Twoje ff jest mega.Czekam na next :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem na tak!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na nn ♡ Justin taki słodki ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się to jak piszesz. Ta historia jest niesamowita *o* W rewelacyjny sposób przedstawiach hierarchię społeczną i to, że nie ważne ile papierków masz w portfelu. Rozdział cudowny, postać Justina jest taka... ohoh *-* Nie wiem jak to opisać, genialne! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <33 xx

    OdpowiedzUsuń